Miałam pewną zagwozdkę, zastanawiając się jak ugryźć ten cykl postów. Postanowiłam potraktować, go trochę inaczej niż pozostałe teksty, w końcu mam Wam opowiedzieć o sobie, o mojej drodze twórczej. I w tym miejscu z pomocą przyszły mi techniki, w których pracuję, bo w zasadzie jest to przygoda z wysokimi temperaturami!
ZAFASCYNOWANA WYSOKIMI TEMPERATURAMI
400°C
Zaczęło się tak niewinnie... hen, hen dawno temu (zaraz muszę policzyć...aaa już pamiętam), a więc dawno temu w odległej galaktyce...hmmm zejdźmy jednak na Ziemię :) Właśnie uświadomiłam sobie, że w styczniu minie 5 lat odkąd zaczęła się moja biżuteryjna przygoda z wysokimi temperaturami w tle.
W 2011 roku, gdy pracowałam w Pracowni Mozaiki - układałam wielkoformatowe mozaiki ze szkła (może kiedyś troszkę Wam o tym opowiem), zaczęłam interesować się techniką witrażu Tiffany. Oglądałam filmiki w Internecie, czytałam jakie materiały są do niej niezbędne i... wzięłam się za mozolną naukę. Moja pierwsza lutownica miała 30W (standardowe do witrażu mają 80W), dziwne że cokolwiek udało mi się nią zlutować, po pół roku ciężkiego żywota wyzionęła ducha. Muszę jednak przyznać, że sporo z nią zdziałałam :)
Od początku założyłam, że nie interesuje mnie tradycyjny witraż Tiffany, czyli oprawianie szkieł i konstruowanie z nich lamp. Chociaż, jak zobaczycie później, to i do nich ostatecznie doczłapałam, choć nie do klasycznej wersji. Ta technika posłużyła mi do tworzenia biżuterii z kamieni, na początku prostej i drobnej, z czasem dodałam do niej sporo miedzianej blachy i drutów. Poniżej focisze z małych pokazów, które prowadziłam dla pewnych biżuteryjek :)
Na zdjęciu, w lewym rogu widać moją obecną lutownicę, a w zasadzie stację lutowniczą - coś cuuudownego jeśli dużo siedzi się w tej technice. Mną prawie totalnie zawładnęła na ponad trzy lata, technika nie lutownica :) Plus stacji jest taki, że mogę ustawić sobie wybraną temperaturę lutowania (380 - 400°C) i nie muszę się przejmować, że mi się spali. Pójdźmy jednak dalej...
800°C
Roczek 2011 spokojnie minął, a ja w międzyczasie zakończyłam współpracę z pracownią mozaiki. Jak wiadomo na bezrobociu czasu jest więcej niż mniej, więc postanowiłam go spożytkować i znalazłam sobie staż w pracowni fusing'u - LeaVi.
Czymże jest ten fusing? Szkło + wysoka temperatura = wiele możliwości i nowe elementy do oprawy w witraż! Szkło jest jednym z materiałów, które niezwykle mnie fascynują. Potrafi być bardzo nieprzewidywalne, jako materiał twórczy, pełen kolorów i faktur. Technika, w której pracuję popularnie zwana jest fusing’iem, choć sama do powszechnych nie należy, znajdziemy ją także pod hasłami gorące lub płynne szkło. W korespondencyjnym skrócie, fusing polega na kształtowaniu szkła w wysokiej temperaturze, nie wyobrażajmy sobie jednak gorącej huty, taka nie zmieściłaby się w moim garażu…jeszcze :) Samodzielnie tnę, barwię i kształtuje szkło w piecu rozgrzanym do około 800 °C.
W swojej pracowni wykonuje tylko elementy do biżuterii, bo brak mi przestrzeni i czasu na większe formy... ale od czasu do czasu zdarza mi się wykonać o takie lampki nocne:
Szkło oczywiście połączyłam techniką Tiffany, a poniżej przykład jednej z pierwszych prac biżuteryjnych skupiających w sobie obie metody twórcze.
1000 °C
No to lecimy dalej... w 2012 roku witraż przestał mi wystarczać, moja wyobraźnia szła w kierunku coraz większych form, których zwykła oprawa z cienkiej miedzianej taśmy nie była w stanie utrzymać. Tak było w przypadku powyższego naszyjnika, który po jakimś czasie uległ transformacji. Możecie go zobaczyć TUTAJ.
Moją głowę zaczęła zaprzątać biżuteria ze srebra... lecz samodzielna nauka technik jubilerskich przerastała moje możliwości. Traf chciał, że w moim dawnym liceum są organizowane roczne Kursy Zawodowe w zawodzie złotnik - jubiler, które kończą się egzaminem państwowym. Poszłam, ukończyłam i zdałam (praca na zakończenie roku poniżej:)... i tak naprawdę dopiero teraz zaczęła się prawdziwa nauka. Bo złotnictwo, to baaardzo szeroka dziedzina i tylko po przez praktyczne działania można coś osiągnąć :)
1280°C
Mogłoby się wydawać, że już wystarczy tych technik, przyznałabym Wam rację, ale przypadek chciał, że niedługo po ukończeniu kursów znalazłam się w pracowni ceramicznej. Ba! Nawet zaciągnęłam tam mego lubego, a że i jemu glina "wpadła w oko", to i w naszej pracowni zawitał piec ceramiczny.
Niczym nieskrępowany proces twórczy, dający wiele radości i możliwości plastycznych. Glina jest bardzo wdzięcznym materiałem, można przy jej pomocy uzyskać nieskończenie wiele form, stworzyć rzeczy, które nie śniły się filozofom. Mimo, że wydaje się taka przyjazna w pracy, potrafi doprowadzić do wściekłości. Warto jednak się trochę pozłościć, bo efekty wypałów, szczególnie ze szkliwem krystalicznym (specjalność drugiej połówki, też kiedyś więcej o nich wspomnę) rekompensują wszystkie trudy, feeria barw w połączeniu z połyskliwą powierzchnią potrafi oczarować. I w tym wypadku ograniczona ilość czasu sprawia, że porzuciłam większe formy, na rzecz drobnych. Ostatnio lubuję się także w rzeźbieniu twarzy z porcelany...choć nie koniecznie króliczych :)
Rzecz jasna nie byłabym sobą, gdybym tego wszystkiego ze sobą nie łączyła i tak powstają srebrne naszyjniki z porcelanowymi buźkami czy szklnymi kaboszonami. Czasem zestawiam srebro z miedzią, innym razem wracam do witrażu. Przy pracach jubilerskich technika Tiffany wydaje się bardzo szybka :)
Myślę, że teraz będzie dla Was jasne, czemu moją pracownię nazwałam Sztuk Kilka :D
I jak Wam się podobała ta gorąca przygoda?
Trzymajcie się ciepło!
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry
PINTEREST: Sztuk Kilka - Inspiracje
***********************************************************
wpadam, czytam i się zachwycam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :D
UsuńBardzo się podobała! Czekam na ciąg dalszy :). A póki co, idę podziwiać, to co wyszło spod Twoich rąk :)
OdpowiedzUsuńJak cudownie, że ktoś "mnie" czyta i jeszcze czeka na ciąg dalszy! Dziękuję :D
UsuńŚwietnie się czytało! Miło poznać Cię bliżej:) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńWitam serdecznie :D
UsuńŚwietnie się czytało :) Marzy mi się kurs na złotnika-jubilera, w moim mieście od dwóch lat są zapisy i od dwóch lat nie udaje się uruchomić kierunku - za mało chętnych :(
OdpowiedzUsuńA swoją drogą, zachwyciły mnie lampki! :)
Cóż taki plus dużego miasta, mieszkałam wtedy w Warszawie, więc grupa się zebrała, choć było nas około 30 osób, więc bez szału :)
UsuńTo debiut lampek w internecie, chyba nigdy wcześniej ich nie pokazywałam :D
Ojej, prawdziwy z Ciebie człowiek renesansu! :-) Podziwiam to, że nieustannie się rozwijasz. Nie mogę się doczekać kolejnych wpisów z tej serii, bo jesteś naprawdę wspaniałą i ciekawą osóbką :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję!!! bardzo mi miło, cieszy mnie, że czekasz na ciąg dalszy :)
Usuń