wtorek, 10 czerwca 2014

Alicja w Krainie Czarów – ceramika

Nadszedł czas na kolejną ceramiczną bajkę, tym razem z zającem w tle albo i w roli głównej. Tak jak w przypadku postu o żabie (do przeczytania: Tutaj) chciałabym pokazać Wam etapy pracy przy owym tajemniczym pojemniku.


Nadszedł czas na kolejną ceramiczną bajkę, tym razem z zającem w tle albo i w roli głównej. Tak jak w przypadku postu o żabie (do przeczytania: Tutaj) chciałabym pokazać Wam etapy pracy przy owym tajemniczym pojemniku.
Alicji co prawda nie widać, ale pozostał jeszcze ów zając, który w pośpiechu zgubił gdzieś swój cylinder.  Pierwotnie miała to być minimalistyczna forma z okrągłym otworem, ale los i moja wybujała wyobraźnia chciały inaczej.

Początki były iście niewinne, zwykła miska i kopułka, która wylądowała na niej, następnie doszła falbanka i na tym zakończył się pierwszy etap prac, gdyż wszystko musiało przez noc podeschnąć. Dzień później pomysł, co do naczynia zyskał nowe oblicze – pojawił się zając, który nóżkami przebierając śpiewał sobie…wróć, to nie ta historia :) Prace nad pyszczkiem zwierzaka trwały z niemała 2 godziny, aż trafił na pokrywkę misy i został otoczony sałatą, by stać się w ten sposób gałką do jej podniesienia. W tym momencie zakończył się drugi dzień pracy.


Ranek następnego dnia, przyniósł kolejne modyfikacje w projekcie. Skoro mam taką uroczą, zajęczą główkę przydałoby się, by pojawiły się także nóżki. Tył króliczka jest największym zaskoczeniem dla nieświadomego oglądacza, zazwyczaj po zachwytach nad formą całości i pyszczkiem zupełnie nie spodziewają się dalszego ciągu :)Kształtowanie pośladków pochłonęło kolejne dwie godzinki. Wreszcie uznałam, że dość już tego dobrego w jednej lepiance i odłożyłam pojemnik na półkę, by przez kolejne tygodnie spokojnie wysechł.


Po wypaleniu gliny na biskwit (glina wypalona bez koloru) musiałam podjąć decyzję, jakie wybrać kolory, by nie przesadzić zbytnio z ich ilością i podkreślić walory pracy. Ostatecznie zdecydowałam się na dwa szkliwa na zewnątrz: transparentne zielone, dość mocno poprzecierane i piaskowe na dno oraz jedno wewnątrz: miedziane, połyskujące jak lustro. Wszystkie niewypalone szkliwa przypominają kredę zmieszaną z wodą, dobrze że w piecu nabierają życia. 


Tym razem pracę wypalałam w temperaturze 1040 °C, trwało to kilkanaście godzin, czyli moja cierpliwość znów została wystawiona na próbę. Za to efekty uznaję za zadowalające, ale to już oceńcie sami :)





Trzymajcie się ciepło! Względnie z dodatkiem środków chłodzących :)

5 komentarzy:

  1. Genialny pomysł z podzieleniem królika na dwa! :D Całość piękna, jestem zachwycona :) Moim zdaniem jednak króliczek trochę sie wtapia i gdyby był jaśniejszy podziałałoby to na korzyść całości. ;) Nie mniej jednak- rewelacja :D

    OdpowiedzUsuń
  2. przecudowny- absolutnie tyleczek wymiata. gratulacje

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję pięknie za miłe słowa :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Króliczek jest rewelacyjny :)

    OdpowiedzUsuń

klik klik ... dziękuję za komentarz :)