czwartek, 28 stycznia 2016

Warsztat Jubilera odc. 8 - nie taki ogień straszny... PALNIK

Na początku był... ogień, hihi :) taka mała parafraza, ale jakże trafna, bo w jubilerstwie bez ognia trudno byłoby cokolwiek zdziałać. Gdy rozpoczynałam ten cykl postów myślałam, że omówię tylko podstawowe narzędzia złotnicze i kilka technik, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele z nich zalicza się do tych bezwzględnie potrzebnych! Dziś odcinek ósmy, a ja mam rozpisane pomysły na jeszcze ponad 20 wpisów i ta lista nie jest zamknięta... Czasem zastanawiam się, które z narzędzi jest bardziej priorytetowe oraz w jakiej kolejności je omówić, by łatwiej było Wam zorientować się w tym warsztatowym galimatiasie :) Nadszedł najwyższy czas, by zaznajomić się z PALNIKIEM JUBILERSKIM, to jedna z rzeczy, która początkowo może budzić naszą niechęć, choć bywają też osoby zafascynowane jego żywym ogniem... 

P.S. a na końcu czymś Wam się pochwalę :D


MINI PODSUMOWANIE

Czyli, co już powinniśmy mieć na naszych jubilerskich biureczkach. Gdybyście ominęli jakiś odcinek lub coś zapomnieli, to wszystkie nazwy zaprowadzą Was do konkretnych postów:

  • FAJNAGIEL - czyli klin przymocowany do stołu złotniczego (niezbędny do pracy, szczególnie przy cięciu blachy)
  • SZYNCĘGI - płasko - wypukłe szczypce do wyginania drutów i blaszek
  • GESZTELKA - zwana także ramką + brzeszczoty zwane piłkami włosowymi, wszystko to potrzebne do wycinania elementów z metalu
  • SKAMOLEKS - ogniotrwała podkładka, wraz z palnikiem tworzy świetny duet :)
  • MŁOTKI - taki, siaki i owaki, każdy z innym przeznaczeniem


PROPAN - BUTAN

Skoro, mamy już te wszystkie narzędzia albo wpisaliśmy je na listę życzeń, to nadszedł najwyższy czas, by zapoznać się z palnikiem. Osobiście znam dwie firmy produkujące palniki najczęściej stosowane w jubilerstwie: Termet i Perun. Osobiście polecam Termet, gdyż jego używam i jak do tej pory lubimy się bardzo, czyli nie miałam z nim problemu. Możecie również szukać palników innych firm, pamiętajcie jednak, by upewnić się, że działają na mieszankę gazową propan - butan. Na rynku są jeszcze palniki acetylenowo - tlenowe ( takie widziałam tylko wielkie palniki do topienia srebra, ale w sprzedaży są też precyzyjne z cienkimi końcówkami) oraz malutkie palniki bez kablowe, ładowane jak zapalniczki.

W zestawie z palnikiem i kablem, otrzymujemy także 5 końcówek (jedna jest już zamontowana na moim palniku), 3 okrągłe dysze, ja używam średniego rozmiaru i w zasadzie nigdy go nie zmieniałam na inny. Do tego jest jeszcze grot do lutowania i płaska nasadka. Jak widać po załączonym zdjęciu, przez ponad dwa lata nie czułam potrzeby użycia żadnej z nich. Jedną z najistotniejszych rzeczy przy pracy z palnikiem jest jego odpowiednie podłączenie do butli. Jeśli macie możliwość róbcie to na dworze, połączenie musi być idealne, bez rozszczelnień. Na koniec powiem Wam jeszcze o kilku zasadach BHP :) A tymczasem zapoznajmy się z najważniejszymi elementami tego przyrządu.


Na zdjęciu zaznaczyłam przysłonę, przy pomocy której możemy regulować dopływ tlenu, zasłaniając lub odsłaniając otworki w nasadce. Dzięki temu zabiegowi mamy możliwość kontrolowania rozproszenia płomienia. Gdy otworki są odsłonięte płomień jest bardziej skupiony i głośniej szumi, jeśli je zasłonimy linie płomienia będą wyglądać na bardziej rozmazane. Ja lutuję z odsłoniętymi :)


Pokrętło zaworu, jak zapewne się domyślacie służy do włączenia i wyłączenia palnika oraz dodania więcej gazu :D Tutaj podkreślę jedną ważną rzecz, kiedy kończymy pracę nie możemy zapomnieć o zakręceniu butli z gazem!!! Zakręcenie samego palnika nie wystarczy, bo jeśli uszkodzi się nam wąż dostarczający gaz, to będzie się on ulatniał do pomieszczenia, co w rezultacie grozi zatruciem i wybuchem. A tak wygląda palnik prawie jak w akcji, czyli w wersji pokazowej specjalnie dla tego wpisu.


Jak myślicie, która część płomienia jest najcieplejsza? Najczęściej popełnianym błędem, przy początkach pracy z ogniem, jest zbytnie zbliżanie dyszy palnika do przedmiotu, ta najjaśniejsza część wcale nie jest najbardziej gorąca! Poniżej mniej więcej wskazałam centrum najwyższej temperatury, tuż za białym ogonkiem. Dodam jeszcze, że za bardzo zbliżając palnik do przedmiotu możemy spowodować zduszenie palnika, czyli jego zgaśnięcie. I znów trzeba wziąć zapalniczkę w łapki i odpalić :)


MINI PALNIK DO MINI ZADAŃ

Na początku wspominałam o palnikach bez kablowych ładowanych gazem do zapalniczek. Są to zazwyczaj małe pojemniczki posiadające wymontowywaną nóżkę i niewielki, skoncentrowany płomień ( z tego co pamiętam do niego też miałam jakieś dodatkowe nasadki :) Tego typu sprzęt idealnie nadaje się do pracy z drobnymi elementami (podobno jest świetny do lutowania łańcuszków), musimy jednak pamiętać, że jego płomień, ze względu na to skoncentrowanie szybciej zagrzeje nam detal i może go stopić albo spalić. Minusem jest fakt, że niewiele da nam przy wygrzewaniu większych kawałków blachy, po prostu ma za małą moc i powierzchnię grzejącą.



BHP

W tym wypadku nie obejdzie się bez kilku ważnych zasad z dziedziny bezpieczeństwa i higieny pracy. Część z nich bezpośrednio dotyczy korzystania z palnika, a reszta to takie ogólne "must know".

  • Do tej pory często radziłam Wam, by szukać używanych narzędzi, nie popieram tego w przypadku palników. Najlepiej zainwestować i kupić nowy, oczywiście trzeba go dokładnie przejrzeć i w razie wątpliwości skontaktować się ze sprzedawcą albo producentem. Praca z gazem jest na tyle niebezpieczna, że lepiej nie ryzykować i nie oszczędzać w tej dziedzinie.


  • Nie zaszkodzi też mieć w swoim zasięgu gaśnicę...i najlepiej nigdy jej nie użyć:D Pamiętajcie, by nie stawiać jej pod stołem złotniczym, bo w razie wypadku jej obecność nic Wam nie pomoże!!! Czyżbym dzieliła się z Wami kolejnym banałem? Nawet nie wiecie, jakie głupotki ludzie robią, przez gapiostwo i rozproszenie umysłu.

  • Zdrowo by było, gdyby Wasze stanowisko do lutowania znajdowało się w dobrze wentylowanym pomieszczeniu lub z możliwością przewietrzenia. Zarówno opary z lutowania, jak i specyfików do wykwaszania srebra i do jego przyciemniania nie najlepiej działają na nasze drogi oddechowe.

  • Prawidłowe wyłączanie palnika, gdy skończymy pracę: najpierw zamykamy zawór na butli (w tym czasie palnik nadal się pali), czekamy aż w przewodzie skończy się gaz i palnik zgaśnie, wtedy zakręcamy zawór na rękojeści :)

  • Częsty błąd przy używaniu palnika - zaobserwowałam go w trakcie kursów jubilerskich, u niektórych kursowiczów. W trakcie lutowania przedmiotu sprawdzali, czy elementy połączyły się ze sobą i zupełnie zapominali, że palnik jest włączony!!! Bezwiednie opuszczali rękę, w której trzymali (nadal włączony) palnik, płomień nagrzewał wtedy blachę położoną na drewnianym biurku, raz nawet stół zaczął lekko dymić! Jest to KATEGORYCZNIE NIEDOPUSZCZALNE! Na szczęście nigdy nie miałam takiego problemu, ale raz zaliczyłam wpadkę już w swojej pracowni...

  • W(Y)PADKI Z WŁASNEGO OGRÓDKA Jakiś rok temu robiłam bransoletkę z lnianego sznura, z blachy wykonałam krótką rurkę, która później stanowiła element ozdobny nanizany na sznurek... (co ja się będę wysilać w opisywanie, macie zdjęcie poniżej :) No więc, gdy lutowałam druciki na ten okrągły element nagle mi się stoczył z podkładki, spadł na fel (skórzane zabezpieczenie pod klinem) i dalej poleciał na krzesło, na którym siedziałam. Moje nogi i nie tylko... uratował refleks. Zerwałam się zanim zdążyły zapalić się spodnie, płomyk już buchnął na krześle zadymiło się okrutnie i zaśmierdziało jakby ktoś palił opony (krzesło ma piankowe wypełnienie). Na szczęście zachowałam przytomność umysłu, najpierw szybko zgasiłam palnik a potem zalałam krzesło wodą, której używam do studzenia rozgrzanego metalu. Jeszcze długo czułam smród spalenizny, ale nadal używam tego krzesła, bo ma drewniany spód pod gąbką, z którym nie poradził sobie gorący element :) To tak ku przestrodze, teraz wszystkie toczące się elementy zabezpieczam przed lutowaniem i upewniam się, że nie zrobią sobie wycieczki :D


ŻYCIE PUBLICZNE

Nie ma to jak sława, gloria i chwała... a nie, to nie ta bajka :D Obiecałam, że na końcu będzie niespodzianka, więc muszę słowa dotrzymać. Mieliście już okazję przeczytać ze mną wywiady w Internecie i prasie drukowanej, teraz czas na podbicie radia!!! Wszystkich chętnych zachęcam do wysłuchania wywiadu (mojego pierwszego w życiu), jakiego udzieliłam w tym roku w warszawskim radiu Kampus. 

Zdjęcie zaprowadzi Was wprost do mojego głosu hehe... to tylko kilkanaście minut i do tego bez reklam i muzyki, czyli sama kwintesencja :D


Dajcie znać, jeśli odsłuchacie, chętnie przeczytam Wasze opinie, 
jak mi poszło?

A tymczasem może opowiecie, jakie mieliście przygody z palnikiem?

Trzymajcie się ciepło!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

8 komentarzy:

  1. Mały palnik jest fajny, ale do zabawy... czasem najdzie mnie na takie tworzenie, ale karierę zakończyłam na kulkach szpilek, lutowaniu kółeczek i prostych ramkach... za mało wprawy, za duża niecierpliwość, no cóż, tylko pozazdrościć...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, do kulek jest idealny, szczególnie przy drucikach z czystego srebra :D ja też czasem używam go do lutowania kółeczek. Niestety cierpliwość bardzo często się przydaje, dziś będę potrzebowała duże jej pokłady, bo zaczynam coś dużego :D

      Usuń
  2. Marta, miło kolejny raz do Ciebie zajrzeć :) Tym, że dzielisz się z nami swoją wiedzą odwalasz kawał niezłej roboty. Mam nadzieję że szybo cały świat o Tobie usłyszy bo już u nas jest głośno. Audycję odsłuchałam z zaciekawieniem, nie spodziewałam się tak subtelnego i delikatnego głosu :D Co do palnika to słuszna uwaga, do tej pory jedynie zakręcałam pokrętło w palniku na koniec pracy a dopiero potem butlę, teraz już wiem czemu mój czworonożny przyjaciel ciągle coś tam czuje u jego wylotu. Na zdjęciach zauważyłam jeszcze jedną rzecz, która mi osobiście już ciąży bo jej nie mam a mianowicie uchwyt/blaszka do trzymania palnika, ciągle mam problem gdzie odłożyć gorący palnik. A z przygód to tak na szybko przypomina mi się lutowanie pierwszej pracy semestralnej, i szlag mnie trafiał że lut nie płynie a tu już praca się topi, okazało się że nie użyłam wcześniej lutówki, co czego doszłam po dwóch dniach. Praktyka, praktyka, praktyka.. Pozdrawiam ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta prawda z tą lutówką, chyba w następnym odcinku zajmę się lutowaniem (+ tłumaczonko czym jest ów lut i lutówka i z czym, to się "je") A ta podpórka to samoróbka :D Mój luby wykorzystał zwykły kątownik, w którym wykonał wgłębienie na palnik (chyba wywiercił je wiertłem lub dużym frezem :)

      A mój głos w wersji nagraniowej zawsze brzmi tak cienkawo, choć lubię myśleć, że w rzeczywistości jest niższy :D Dziękuję, że odsłuchałaś nagrania!!! :D

      Usuń
  3. wspaniałe te porady :-) wielkie dzięki! Mam pytanie- czy mogłaby Pani polecić lutownicę do lutowania biżuterii miedziano- cynowej? Zakamarki warsztatowe z tego zakresu tez były super....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! ja zaczynałam lutowanie cyną od lutownicy Weller 80 W (polecam zakupić ją w zwykłym elektrycznym sklepie, bo w tych z materiałami do witrażu potrafi być sporo droższa :)

      P.S. za jakiś czas ten blog zniknie z sieci, ale wszystkie wartościowe posty przenoszę do mojego nowego miejsca: http://sztukkilka.pl/blog/ gdzie zapraszam do zapisu na Newsletter! (w prawej kolumnie strony i stopce :)

      Usuń
  4. Bezpieczeństwo przede wszystkim, ale warto dla takich skarbów, które robisz :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!!! :D z ogniem trzeba uważać, ale najgorzej jest się go bać w trakcie pracy :)

      Usuń

klik klik ... dziękuję za komentarz :)