Srebro wciąga, gdy raz spróbujesz je formować, topić, przeciągać, a nawet barwić, licz się z tym, że wpadniesz na dobre. Taka oto "choroba" mnie dopadła, co ciekawe dopiero po ukończeniu kursów, gdy rzeczywiście mogę poświęcić jubilerstwu mój czas, a mija przy tym niebotycznie szybko. Mówiąc potocznie robota pali mi się w rękach. Dziś rano zakończyłam moją pierwszą broszkę w srebrze, w zasadzie broszko - wisior, który rozpoczęłam w poniedziałkowy poranek. Tak od rana do wieczora (kończyłam koło 19-tej) siedziałam nad nim ponad dwa dni, by z niecierpliwością zobaczyć efekt końcowy i pochwalić się na stronicach owego bloga :)
Ostatnio chodziła za mną secesja i art deco, myślę że widać je tu doskonale, lekko przypadkiem wplątał się kształt motyla, z "pulchnym" turkusowym brzuszkiem :) i merdającym ogonkiem o formie kropli, również turkusowej.
Turkus w centrum broszki delikatnie się mieni, to dzięki domieszce pirytu, o złotawym odcieniu.
Skrzydełka motyla pokryłam oksydą, po wcześniejszym zmatowieniu powierzchni, by lepiej kontrastowała z wypolerowanym srebrem.
Myślałam, że nie uda mi się zrobić dzisiaj dobrych zdjęć, jednak światło było dla mnie łaskawe, mimo że minęła już godzina 20:00, uroki letniej pory :D Podkład, który wybrałam, jako tło nie jest przypadkowe, to tapeta ścienna z przedrukami starych gazet, w szczególności reklam z początku XIX wieku... czy zawiało już Wam klimatem fin de siecle?
Srebro próby 0,925 (sterling silver) i 0,999 (fine silver) + turkusy naturalne
Śliczności ;)
OdpowiedzUsuńAle Cię wzięło a ja cieszę oczka DZIĘKI.
Uściski
Fantastyczna/y ;-) Czyli takie 2w1?
OdpowiedzUsuńOd razu zauważyłam motyla :-)
Prezentuje się niebańsko! Piękny!
OdpowiedzUsuń