Cieniutką, miedzianą taśmą obklejałam już wiele rzeczy, od tradycyjnego w technice Tiffany'ego szkła, przez kamienie, po drewno... a nawet mikro żarówki. Dzisiaj przyszedł czas na ceramikę, którą wcześniej sama ulepiłam i poszkliwiłam. Gdy tylko po wypale ten mały, gliniany kaboszonek trafił w moje ręce, od razu przypomniałam sobie o pasie skóry, który krył się gdzieś w czeluściach pracowni, a stąd już niedaleko do bransolety. Przy jej tworzeniu wykorzystałam nowe zabawki, a konkretnie palnik jubilerski, kowadło i młotek cyzelerski... a do czego...dowiecie się poniżej :D
Turkusowe oczko
Dla mnie jest troszkę za duża, ale przynajmniej można porównać proporcje :)
Kto dotrwał do końca posta ten już powinien się domyśleć do czego były mi potrzebne wyżej wymienione sprzęty :)
Oczywiście do wykonania zapięcia, tak szeroka bransoleta wymagała mocnego haka, a że blacha 0,5 mm nie kształtuje się już tak łatwo, musiałam ją wyżarzyć. Następnie potraktować młotkiem i cęgami, a kowadło jest idealną podkładką do takich działań. Z takim zapięciem na pewno sama się nie otworzy, jedyny minus w tym, że nie ma regulacji, no ale coś za coś :D
Trzymajcie się ciepło :)
świetna! bardzo podobają mi się takie szerokie branzoletki, opaski... :)
OdpowiedzUsuń