Pages

piątek, 17 czerwca 2016

Secesyjny urok zamknięty w szkle i srebrze + technika fusing'u

Kto lubi secesję? 
Kto, do tego kocha przedmioty ze szkła? 
Kto tylko czeka, by podejrzeć mój proces twórczy?

Tak, ten wpis jet właśnie dla Was! :) Wpadniemy dziś w sidła secesyjnych zawiłości, spowitych w promieniach słonecznych przepuszczonych przez kobaltowe szkło. Opowiem wam także o technice fusing'u, którą ostatnio z lekka zaniedbałam na rzecz ceramiki krystalicznej, ale tym projektem szkło artystyczne wraca do łask. Jesteście gotowi na sporą dawkę tajników z mojego warsztatu i jeszcze więcej zdjęć? W takim razie zaczynamy, dziś nie będzie minimalistycznie, ale na bogato! :D



WYBUJAŁA BIŻUTERIA SECESYJNA


Biżuteria secesyjna jest jedną z lepiej rozpoznawanych na świcie, choć sam styl, który pod koniec XIX wieku opanował Europę, a nawet zawitał do Stanów Zjednoczonych, trwał ledwie kilkanaście lat. Oczywiście na początku XX w., gdy prym zaczęła wieść stylistyka Art Deco wszystko co zdobne i zbyt płynne zostało odrzucone przez współczesnych. Jednak obecnie sztuka Art Nouveau święci swoje triumfy, poszukiwane są zarówno meble, jak i biżuteria, podziwia się niezwykłą wyobraźnię artystów i niesztampowe podejście do sztuki. 

W mojej twórczości również możecie odnaleźć wiele nawiązań do tej epoki, czasem czynię to bezwiednie, bo lubuję się w płynnych liniach, nawet w moim logo nie zaświadczycie ostrych kątów. Innym razem z góry zakładam bezpośrednie nawiązanie do motywów roślinnych, wszelkich zawiłości i płynności. Tak jest i tym razem, w końcu poniższy srebrny naszyjnik powstał na konkurs Royal Stone - Urok Secesji.

Oryginalny szkic + lekko pomniejszona kserówka, której używałam przy pracy :)

Początkowo planowałam, że napiszę Wam o oryginalnej biżuterii secesyjnej, wspomnę o najważniejszych twórcach i ciekawostkach. Jednak po zastanowieniu stwierdziłam, że muszę ten temat zostawić na później, w końcu mam zdjęcia pięknych okazów biżuterii, które zrobiłam w trakcie moich podróży, a tutaj już sporo zebrałam fotografii do samego procesu twórczego. Za to zdradzę Wam jak powstają moje połyskujące szkiełka! :D

Wycięte i oszlifowane szkiełka ułożone na projekcie.

TECHNIKA FUSING'U - krok po kroku

Od samego początku nie miałam wątpliwości, co stanie się motywem przewodnim mojej interpretacji - IRYS. Jakże secesyjny kwiat, utrwalany przez wielu artystów w obrazach i witrażach, a także w metaloplastyce. Połączenie niezwykłego kształtu kielicha z płynnymi liniami płatków i niesamowitymi kolorami! Ach cud, malina... przyznam, że już dawno o nim myślałam, a konkurs stał się dla mnie impulsem do działania.

Przenoszenie kształtu płatków na szkło.

Ja tu paplam bez składu i ładu, a miałam opowiedzieć Wam o technice stapiania szkła, czyli fusing'u. Sama metoda twórcza znana jest już od wieków, nawet w starożytnym Egipcie stapiano już barwione szkło i stosowano jest zamiast szlachetnych kamieni, ale myliłby się ten, kto uznałby je za tanie podróbki. Szkło było bardzo cenione przez wiele tysiącleci, dopiero gdy wprowadzono je do masowej produkcji, to trochę spowszedniało. Jednak nadal istnieją artyści (chociażby Ci z włoskiej wyspy Murano), którzy potrafią wyczarować ze stopionego piasku istne cuda. Nota bene secesyjni twórcy też z lubością wykorzystywali ten materiał, także w biżuterii.

Osobiście udało mi się liznąć trochę "szklanej" wiedzy w trakcie praktyk w pracowni fusing'u, dzięki nim mogłam zapoznać się z podstawowymi działaniami przy barwieniu i topieniu szkła, a teraz mogę podzielić się nimi z Wami.

Ciąg dalszy odrysowywania :)

  CIĘCIE, BARWIENIE I TOPIENIE SZKŁA

Czas na trochę praktyki :) Na początek potrzebujemy taflę przezroczystego szkła (tzw. float), takiego jakie mamy w oknach. Przyda się także nożyk do cięcia szkła, mazak, projekt i... caki, czyli specjalne szczypce do "ciasteczkowania" szkła. Za ich pomocą możemy dosłownie "odgryzać" kawałeczki szkła, by uzyskać pożądany kształt. Taki kawałek szkła wygląda, jakby go ktoś pogryzł ząbkami, stąd pojawia się nawiązanie do ciasteczek :D

Noże do szkła ze stalowym ostrzem i "caki" do cięcia.

Na początku, za pomocą zmywalnego mazaka przeniosłam na szkło kształty płatków, następnie wycięłam nożykiem kanciaste formy wokół rysunku (nożykiem nie uzyskam obłych kształtów). Taki kawałki potraktowałam cakami, pracując z nimi trzeba bardzo uważać, bo szkło przy "gryzieniu" potrafi daleko strzelać. 


Krawędzie tak poobgryzanych kawałeczków trzeba wyszlifować, by po wypale szkła miały równe brzegi. Posłużyła mi to tego zwykła szlifierka stołowa z odpowiednią tarczą do szkła i zbiorniczkiem z wodą, gdyż takie szlifowanie przeprowadza się na mokro. Na sucho prawdopodobnie szkło by pękło, a ostre drobinki fruwałyby po całym pomieszczeniu.

Po lewej widzicie wygryzione szkiełka, a te po prawej są już wyszlifowane i nie kaleczą dłoni.

Kolejnym etapem jest barwienie szkła. Ja używam niemieckich barwników, mających formę proszków i granulatów, jest to po prostu bardzo drobno sproszkowane szkło, które po wypale najczęściej zachowuje pewną transparentność. Na rynku dostępne są także farby do szkła, które również się wypala, ale one są kryjące i dają zupełnie inne efekty. Poniżej możecie zobaczyć barwniki, które posiadam, grzecznie ułożone w rządkach.


Kto zwrócił uwagę na kolorystykę proszków w pojemnikach? Wszystkie jakieś takie pastelowe, prawda? Bynajmniej po wypale już takie nie pozostają, na szczęście dogrzebałam się do zdjęć, gdy robiłam swoje próbniki kolorów, dzięki temu możecie zobaczyć, jaka zachodzi zmiana po wypale w temp. ok. 840 °C.

 

Wróćmy jednak do mojego irysa, postanowiłam nadać mu barwy kobaltowo - białe + kilka ciemniejszych drobinek. Na poniższych fotografiach widać, że zamiast suchych użyłam płynnych barwników. Zasadniczo, są to te same proszki, tylko wymieszane ze specjalnym, oleistym medium, które po nałożeniu na szkło musimy wysuszyć. Sam wypał trwał około 8 h + studzenie pieca. Szkła pod żadnym pozorem nie można wyjmować z pieca przed ostygnięciem, grozi to jego całkowitym spękaniem. 


Szkiełka ułożone w piecu do wypału.

W pierwotnych planach i wedle ustalonego przeze mnie programu wypalania, szkiełka miały mieć tylko lekko zaokrąglone krawędzie, niestety grzałki w piecu były już mocno zużyte (zerknijcie na zdjęcie szkieł w piecu, widać że grzałki zaczynają wychodzić poza rowki), więc dłużej zajęło im dogrzanie do odpowiedniej temperatury. Jaki z tego rezultat? Im dłużej szkło znajduje się w wysokiej temperaturze, tym coraz bardziej się rozpłaszcza i deformuje, zatem kawałeczki stały się bardzo obłe, bez pionowych ścianek, zmieniły też trochę swoją formę, ale nadal mogły posłużyć mi jako płatki irysa :)


SREBRNA METALOPLASTYKA


Czas zabrać się za tworzenie w srebrze, pracę rozpoczęłam od wykonania carg z mięciutkiego srebra próby 999, gdy już wszystkie były gotowe i wyrównane zaczęłam mozolne lutowanie ich do blachy. Ze względu na wielkość podłoża (postanowiłam zmieścić na jednym kawałku cztery szkła) musiałam lutować wszystko na raty. Łączyłam blachę z cargą, wykwaszałam i wycinałam otwór od wewnętrznej strony cargi, trochę mniejszy niż jej obrys, by szkło miało się na czym oprzeć. Dzięki temu zabiegowi naszyjnik jest lżejszy, a mi było łatwiej lutować kolejne oprawy. 




Kolejne cztery płatki powstały na oddzielnych blaszkach, które po oszlifowaniu przylutowałam do głównej bazy, całość zaczęła nabierać kształtów... kosmity oraz słusznej wagi. Zapewne domyślacie się, że poszalałam z rozmiarem naszyjnika ;P 




Do zrobienia pozostała mi jeszcze łodyżka z pączkiem oraz zawieszenie. Początkowo pączek również miał być ze szkła, ale zbytnio się ono zdeformowało w wypale, więc postawiłam na srebrne zawijasy. Przy okazji pierwszy raz w życiu wykonałam własną rurkę, która służy za łodygę! Posiadam gotowe rurki, ale ona mają zbyt cienkie ścianki, by jeszcze je kształtować i prawdopodobnie przy lutowaniu uległyby spaleniu. Na koniec pozostało najgorsze, czyli połączenie dwóch, wieloelementowych części bez ich zniszczenia...i tu pojawiły się schody.


Z LUTOWANIEM PROBLEMÓW KILKA


Wszystko już miałam przygotowane, elegancko spasowane, blaszki podłożone (by się nie bujało...) lutówka nałożona, lut przygotowany. Włączam palnik, zaczynam nagrzewać całość równiutko, potem trochę bardziej w miejscu łączenia. Pojawia się znajomy żar blachy, muszę wyostrzyć zmysły, by nie spalić metalu i trafić na odpowiedni moment stopienia lutu. Dotykam rozgrzanej do czerwoności blachy drucikiem lutu, licząc że pięknie popłynie... 

A tu nic, nie dość że drań ani drgnie, to w ogóle się nawet nie nadtapia, wszystko już tak rozognione, że zaraz wybuchnie i tlenków już tyle, że się lutować nie da!. Bach! wszystko poszło do wykwaszania, ze mną tak łatwo nie będzie, nie mam zamiaru się poddawać. Kolejne podejście i... kolejne, i znów... Hmmm... no dobra co jest grane? Chwytam za butlę z gazem, a tam pustki... gazu było na tyle, że płomień był zacny, ale nie osiągał temperatury, która w tym wypadku była mi potrzebna. Dobrze, że miałam zapasową, szybka wymiana i już bez większych problemów połączyłam wszystko w całość.

Odrobina oksydy nigdy nie zaszkodzi :)


Miałam też trochę zakuwania, musiałam przy tym uważać, aby nie zaczepić cargi obok oraz nie zarysować szkła. Na koniec przecieranie wełną stalową, dołożenie koli z przedłużką i fotografowanie. 

Cały sukces polega na tym, że kwiat jest rozpoznawalny, choć męska część domowników stwierdziła, że: to ten kwiatek, co rośnie z tyłu za domem :) czyli też nieźle. Teraz możecie już cieszyć oczy gotowym naszyjnikiem, a ja ten wpis zakończę uzasadnieniem, jakie wysłałam w ramach konkursu:

"Nadejście Art Nouveau wprowadziło powiew świeżości do sztuki złotniczej, secesja usidliła nas swoimi zawiłościami. Jednym z bardzo popularnych motywów były kwiaty, których gatunki bez problemu możemy rozpoznać i znaleźć w twórczości wielu twórców. Widzimy je w malarstwie Stanisława Wyspiańskiego, witrażach Józefa Mehoffera czy przepięknej biżuterii Rene Lalique’a oraz w moim naszyjniku: szklano – srebrnym irysie."








PODOBA SIĘ? A MOŻE NIE?
Dajcie mi o tym znać w komentarzu!

Trzymajcie się ciepło i słonecznie!


SKLEP WWW: www.sztukkilka.pl
FACEBOOK BIŻUTERIA: Sztuk Kilka Art Jewelry

***********************************************************

21 komentarzy:

  1. Prześliczny irys <3 Ja nie wiem, jak Ty to robisz, ale wszystko wychodzi genialnie! :) I jaki jest duży! Jednak zdjęcia na człowieku dają zupełnie inny obraz sytuacji ;)
    A z lutowaniem miałam podobny problem -mój mały dremel nie dawał rady, więc w akcie desperacji pojechałam kupić butlę gazową ;) No i teraz to mogę lutować! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To właśnie przez konkursy z Royalem zaczęłam robić zdjęcia na sobie, bo większość rzeczy wyglądała na drobne, a tu się nagle okazywało, że to taki gigant :D

      Ja też na początku miałam dremela, ale obrałam sobie za cel wykonanie bransoletki i tu się okazało, że to maleństwo nie nagrzeje blachy! Teraz służy mi dzielnie do lutowania kółeczek :D

      Usuń
    2. Uhm, w życiu bym nie powiedziała, że ten irys jest taki ogromny. Robi wrażenie! :D i płatki piękne - zastanawiałam się, czy to ceramika czy coś innego, a tu szkło :) Zawsze podziwiam, że umiesz połączyć tyle różnych technik i nadal wszystko jest takie wyważone. :)
      Ja się staram robić na sobie zdjęcia tych bardziej unikatowych/pracochłonnych prac, żeby ułatwić określenie proporcji, ale nie zawsze ma mi kto te zdjęcia robić, więc od niedawna mam też manekina ^_^
      A co do lutowania to teraz się dziwię, że nie kupiłam butli wcześniej -nowy palnik leżał na półce już chyba od listopada... Nowa jakość pracy! :D

      Usuń
    3. Ja też fotografuję tylko te największe i najbardziej pracochłonne prace :) W zasadzie to tym razem pozuję, a mój chłopak fotografuje :D Też myślałam o jakimś porządnym manekinie, ale jednak na ludziu lepiej widać proporcje :)

      Akurat w tym naszyjniku łatwo te szkła pomylić z ceramiką, bo użyłam kolorów zwanych "opakowymi", czyli prawie nie przepuszczającymi światła i rzeczywiście wyglądają jak glazura :D

      Usuń
  2. Zawsze czytam Twoje wpisy z ogromnym zaciekawieniem, dla mnie to jak najlepszy film z wartką akcją :) Fantastyczna praca, uwielbiam irysy. Podziwiam też ogrom pracy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!!! Przyznam się, że kiedyś nienawidziłam irysów, wydawały mi się paskudne! Ale nie wiem kiedy zaczęłam je coraz bardziej lubić i doceniać ich nietypowy kształt, są takie orientalne w stosunku do innych europejskich kwiatów :D

      Usuń
  3. Jak zawsze bezkonkurencyjna praca :-). Podziwiam nieustannie każdy Twój krok w biżuteryjnym świecie :-).

    OdpowiedzUsuń
  4. Z wrażenia nie powiem nic więcej niż.... obłędny !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowna realizacja! Oprócz samego efektu końcowego mój podziw budzą też rysunki, zawsze są tak doskonałe! Że też moje szkice to przeważnie bazgroły ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie!!! takie rysunki bardzo pomagają mi przy dalszym tworzeniu, w niektórych przypadkach przenoszę je bardzo dokładnie, by uzyskać jak najlepszy efekt, innym razem są tylko poglądowe :D

      Usuń
  6. Ach och wooow! - to na początek, a na dalszą cześć zasiadłam tym razem bez kawy a miseczką naturalnych witamin, bom chora. I tak chrupiąc marchewkę w pierwszej chwili myślałam na bank, że listki są ceramiczne a tu proszę przechodzę do kalarepki i czytam o szkle, więc zatapiam się dalej i dalej, aż już nie mam czego podgryzać ale czuje się w fantastycznym świecie i jakby bardziej zdrowa. Jak dla mnie jesteś jubilerską czarodziejką, miło było zanurzyć się w twe obrazy i treści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och gdyby moje posty miały moc uleczania... to bym dopiero miała tysiące czytelników :D choć dobrze, jeśli chociaż na chwilę odciągną uwag od choroby :D
      Zdrowiej Krófko!!! :D

      Usuń
  7. Wspaniała praca. Doskonale uchwycony charakter płatków irysa, a części łodygi to już bajka. Rewelacyjny blog, a za "Warsztat Jubilera" składam Ci jako nawet nie raczkujący i niczego nie świadomy w tej materii początkujący stokrotne dzięki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!!! Cieszę się, że Irys Ci się podoba, a jeszcze bardziej, że moja wiedza w przyszłości może Ci się przydać :D bo, kto wie nigdy nie wiadomo, może na dobre wciągnie Cię jubilerski świat! :)

      Usuń
  8. fantastyczna praca i ten blog.:-)

    OdpowiedzUsuń
  9. Irys zaczarował mnie na stronie konkursu. Ma w sobie magię barw i kształtów. Zanim jeszcze przeczytałam Twój wpis na blogu podziwiałam cały naszyjnik, a następnie skoncentrowałam wzrok na subtelnym, srebrnym pąku...Nie przypuszczałam, że przeczytam jego historię ☺
    Historia z gazem także przypomniała mi moją męczarnię z Dremelkiem ☺ W komentarzach widzę, że nie byłam osamotniona w tym doświadczeniu ☺
    Marta, nie rezygnuj z siebie, jako Modelki! Twoja postać to absolutnie Wartość Dodana Twoich iście zjawiskowych Prac ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pączek miał swój oddzielny epizod :D ostatecznie myślę, że lepiej wyszło dla całości, że jednak powstał tylko ze srebra :)

      Bynajmniej nie mam zamiaru ukrywać swej buzi, ale czasem nawet najlepsza modelka ma gorszy dzień i na zdjęciach wygląda jak zmora :D To własnie był taki dzionek... mina nie ta, fryzura też marna, a i fotograf jakiś podirytowany, na szczęście istnieje kadrowanie :P

      Usuń
  10. Ale fajnie. Nie wiedziałam, że można to tak zrobić!

    OdpowiedzUsuń

klik klik ... dziękuję za komentarz :)